wtorek, 20 kwietnia 2010

Dymy nad Birkenau

Mój system odpornościowy, nadwątlony niedawnym zapaleniem płuc, pod wpływem chłodów i wiatrów zawiódł po raz kolejny i złapałam przeziębienie. Jeśli będę miała szczęście przerodzi się w następne zapalenie płuc, na które w bólach umrę. Jeśli nie, posmarkam, pokaszlę i za tydzień będę zdrowa, acz przemęczona i jeszcze bardziej marudna niż zazwyczaj.

Dzisiaj cały dzień spędziłam na wydzielaniu śluzu i łzawieniu oraz oglądaniu Supernatural i popijaniu herbaty, w ciszy i spokoju. Uwielbiam być chora.

I pomyśleć, że dopiero co kilka dni temu zbiorowo życzono mi zdrowia nad tortem urodzinowym. 
Heh, swoją drogą tort był śmieszny, bo matka sama robiła. A zaraz po tym jak zdmuchnęłam świeczki (pomyślałam bardzo naiwnie romantyczne życzenie) popatrzyła tak na unoszące się nad nimi szare smugi i wymruczała pod nosem "dymy nad Birkenau". Dawno się tak nie ubawiłam. A zawsze myślałam, że poczucie humoru odziedziczyłam po babce.

2 komentarze:

  1. No to w końcu kto robił tort, Ty czy mama? Lojalnie uprzedzam, odpowiedź, ze Ty spowoduje, że zaraz zacznę Cię molestować o ciasto.
    A poza tym weź wyzdrowiej, nic tylko chorujesz i chorujesz, ile można czytać w kółko o tym samym?

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz już nie choruję to nie piszę w ogóle, bo nie ma na co narzekać. Ot, jestem chujem.

    A tort nie pamiętam kto robił, pewnie matka a ja może kupiłam biszkopt i go lukrowałam albo coś trzepałam albo łupałam orzechy. Umiem placek marchewkowy zrobić, się nauczyłam ostatnio, i nawet nie jest strasznie obrzydliwy. Mogę przywieźć, ale nie daję gwarancji, że ktoś będzie chciał to jeść.

    OdpowiedzUsuń