wtorek, 1 stycznia 2013

Głosy ze studni.

Z okazji nowego roku robię porządki na mojej prywatnej skrzynce email. Nie robiłam tego od lat. Znalazłam przy okazji list, który wysłałam 27 października 2011 roku do mojego znajomego, jeden z ostatnich maili, jaki napisałam, zanim nastał dla mnie czas Wielkiej Ciszy. Szczerze się ubawiłam. Nie mam pojęcia, dlaczego przestałam pisać. Może od nowego roku mi się poprawi.

"Śniłeś mi się dzisiaj i uznałam, że koniecznie muszę ci o tym powiedzieć, bo to przecież niezwykle istotne. I to w takim najgłębszym, gatunkowo ciężkim śnie. A wyglądało to tak:
Urzędowo przydzielono mi dwa psy. Nie mam pojęcia, na jakiej zasadzie wyglądało urzędowe przydzielanie psów, ale we śnie traktowałam to jako rzecz jak najbardziej logiczną i naturalną, więc najwyraźniej tak tam funkcjonowała rzeczywistość. Mogłam sobie wybrać z ichniej psiej rezerwy, więc wylądowałam z jakimś wielkim, niezwykle przyjaznym bydlęciem koloru wściekle wyblakły żółty oraz nieco mniejszym, zupełnie białym psem z wielkimi niebieskimi oczami i krzywym ryjem. W snach wcale nie mam dużo lepszego gustu niż normalnie. W każdym razie z tej okazji odbywały się uroczyste obchody, pozjeżdżali się różni ludzie i w zasadzie nie mam pojęcia, o co chodziło, ale ponieważ były psy to byłam raczej kontenta.
Przy tej okazji też przyjechałeś pogratulować mi psów, była cała gromada ludzi i tak gromadnie chodziliśmy po starym mieście w Bydgoszczy co było o tyle dziwne, że Bydgoszcz nie ma starego miasta. Przy tej okazji strasznie płakałeś, mam nadzieję, że nie na mój widok. Chyba dlatego, że tobie nie przydzielili urzędowo psa, czego nie mogłeś przeboleć, bo jak tak można - bez psa.
A  na samym końcu przyjechała straż graniczna i zarekwirowała tego większego, po to ponoć była specjalna hybryda szkolona do walki z kosmitami. Byłam niepocieszona i się obudziłam, i długo leżałam na łóżku w żałobie. Zdążyłam się z nim zżyć. Chuje.

Jestem w trakcie bardzo mdłej roboty, ciągnie mi się jak wymioty a do tego mam wieczne zastoje i wiszę bezczynnie, patrząc tępo w sufit, więc sobie z długiej chwili piszę, bo do 15 strasznie daleko a mnie już dupa od jałowego siedzenia boli. Nie ma to jednak jak szukanie numeru telefonu do Eustachego Erwina Ilcewicza ze Śladkowa Rozlazłego od 8 rano w czwartek.

Rozważam zażycie śmiertelnej dawki ranigastu."