niedziela, 18 maja 2014

18.05

Tęsknie za posiadaniem blogosfery, za byciem częścią wirtualnej grupy wirtualnych przyjaciół, którzy budują swoją tożsamość poprzez współudział w codziennych doświadczeniach, niczym internetowy hivemind. Z rozczuleniem wspominam wszystkie fora i internetowe społeczności, gdzie niegdyś rezydowała moja dusza.

Chciałabym wdrukować się do internetu.

niedziela, 23 marca 2014

Past, 1

Znalazłam coś, co napisałam w 1 marca 2004 pod tytułem "moja droga ze szkoły". Nie pamiętam kompletnie kontekstu. Prawdopodobnie coś ćpałam.

Tysiące oczu patrzy na mnie. Tysiące szeptów towarzyszy mojej drodze. Ciche głosy wypowiadają moje imię. Podążają za mną dzikie cienie. Droga prowadzi do donikąd, jeden błąd i zanurzę się w otchłani - lodowatej, głębokiej, obcej. Łatwo się potknąć, stracić równowagę. Czasami wydaje mi się, że widzę innych ludzi, ale po chwili nie wiem już, ile z tego jest prawdą, a ile wytworem zmęczonego umysłu.
Wszędzie jest mgła, woda w kanale sprawia przerażające wrażenie, jest tak ciemna, że zimno zdaje się od niej promieniować. Ciekawe, ilu ludzi straciło w niej życie. Na drzewach siedzą setki, tysiące ptaków. Hałas jest niesamowity. Gdy zamykam oczy, czuję się jak w dżungli, tyle że niezwykle, jak na dżunglę, zimnej. Za mną pałęta się jakiś pies, skacze na mnie, biega wokoło, szaleje. Nie reaguje na nawoływania właściciela, wciąż jest gdzieś obok mnie. I pewnie szlibyśmy tak w nieskończoność, ale jak zwykle szybko poczułam się znużona całą sytuacją. Zatrzymałam się i poczekałam na nieszczęsną właścicielkę, zziajaną i wyraźnie wkurwioną. Zwierze zostało ode mnie siłą odciągnięte, a ja mogłam w spokoju kontynuować podróż. Podróż, która zdawała się być moją ostatnią drogą. Jednak jakoś doszłam do celu, pełna mrocznych myśli i katastroficznych wizji. Kurcze, jak ja w takich chwilach chciałabym stać się prorokiem zniszczenia...

sobota, 22 lutego 2014

-

Blogger stał się najgorszym serwisem blogowym w internecie. Napisałam przed chwilą piękną notkę o Salingerze, która została przez niego najpierw oszpecona, a później kompletnie zniszczona i nie jestem już w stanie jej odzyskać.

Niniejszym oświadczam, że jeszcze w tym tygodniu postaram się zamknąć to konto i wszystkie inne, które na tym serwisie posiadam.

Niech się pierdolą, okurwieńcy.

niedziela, 19 stycznia 2014

Styczeń

Zjadłam słoik malin w spirytusie i nabombałam się jak szpadel.

piątek, 27 grudnia 2013

Fra Sjåfør

Na jednym z moich blogów taguję notki "mysz w piździe" i nie jest to nic dziwnego czy nadzwyczajnego. Co więcej,tag uważam za bardzo adekwatny.
Czasami sama siebie nie ogarniam. Nawet nie próbuję ogarniać.

U mnie cisza. Wciąż nie umarłam na księgosusz. Na nic nie umarłam, mimo usilnych starań. Ostatnio próbowałam się otruć ketonalem i brandy, ale oczywiście nie wyszło. Przedtem chciałam się zastrzelić z gumy od gaci. Ale i tak nic nie przebije tego, jak kiedyś próbowałam się powiesić na klamce od drzwi i przez godzinę nie potrafiłam zamocować paska. Minęło już ładnych parę lat, a do dzisiaj bawi mnie to jak mało co.

wtorek, 1 stycznia 2013

Głosy ze studni.

Z okazji nowego roku robię porządki na mojej prywatnej skrzynce email. Nie robiłam tego od lat. Znalazłam przy okazji list, który wysłałam 27 października 2011 roku do mojego znajomego, jeden z ostatnich maili, jaki napisałam, zanim nastał dla mnie czas Wielkiej Ciszy. Szczerze się ubawiłam. Nie mam pojęcia, dlaczego przestałam pisać. Może od nowego roku mi się poprawi.

"Śniłeś mi się dzisiaj i uznałam, że koniecznie muszę ci o tym powiedzieć, bo to przecież niezwykle istotne. I to w takim najgłębszym, gatunkowo ciężkim śnie. A wyglądało to tak:
Urzędowo przydzielono mi dwa psy. Nie mam pojęcia, na jakiej zasadzie wyglądało urzędowe przydzielanie psów, ale we śnie traktowałam to jako rzecz jak najbardziej logiczną i naturalną, więc najwyraźniej tak tam funkcjonowała rzeczywistość. Mogłam sobie wybrać z ichniej psiej rezerwy, więc wylądowałam z jakimś wielkim, niezwykle przyjaznym bydlęciem koloru wściekle wyblakły żółty oraz nieco mniejszym, zupełnie białym psem z wielkimi niebieskimi oczami i krzywym ryjem. W snach wcale nie mam dużo lepszego gustu niż normalnie. W każdym razie z tej okazji odbywały się uroczyste obchody, pozjeżdżali się różni ludzie i w zasadzie nie mam pojęcia, o co chodziło, ale ponieważ były psy to byłam raczej kontenta.
Przy tej okazji też przyjechałeś pogratulować mi psów, była cała gromada ludzi i tak gromadnie chodziliśmy po starym mieście w Bydgoszczy co było o tyle dziwne, że Bydgoszcz nie ma starego miasta. Przy tej okazji strasznie płakałeś, mam nadzieję, że nie na mój widok. Chyba dlatego, że tobie nie przydzielili urzędowo psa, czego nie mogłeś przeboleć, bo jak tak można - bez psa.
A  na samym końcu przyjechała straż graniczna i zarekwirowała tego większego, po to ponoć była specjalna hybryda szkolona do walki z kosmitami. Byłam niepocieszona i się obudziłam, i długo leżałam na łóżku w żałobie. Zdążyłam się z nim zżyć. Chuje.

Jestem w trakcie bardzo mdłej roboty, ciągnie mi się jak wymioty a do tego mam wieczne zastoje i wiszę bezczynnie, patrząc tępo w sufit, więc sobie z długiej chwili piszę, bo do 15 strasznie daleko a mnie już dupa od jałowego siedzenia boli. Nie ma to jednak jak szukanie numeru telefonu do Eustachego Erwina Ilcewicza ze Śladkowa Rozlazłego od 8 rano w czwartek.

Rozważam zażycie śmiertelnej dawki ranigastu."

wtorek, 31 stycznia 2012

One of the saddest days of my life

"14 października 2010 roku księgosusz, jako druga w historii po ospie prawdziwej choroba zakaźna, został ogłoszony przez Organizację Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa chorobą całkowicie eradykowaną".