poniedziałek, 29 listopada 2010

Fundamentalny bezwład

Ale zawiewa, mein Gott!

Od prawie dwóch tygodni mam zablokowany telefon, który domaga się doładowania. Nie bardzo mi to przeszkadza, bo i tak rzadko go używam w celach komunikacyjnych, a jak ktoś każe mi gdzieś dzwonić to mam pretekst do zarzucenia historycznego czym mam zadzwonić, jajamy??

Mam do opracowania milion referatów, wystąpień i prezentacji, pracę magisterską do napisania i jakieś wprawki diagnostyczne na zaliczenie - po co to komu pytam, po co??! Wolałabym pograć w CoD Modern Warfare 2, w które swoją drogą jestem wyjątkowo zła.

Zamiast tego wszystkiego czytam homoerotyczne opowiadania i jem gruszki. Boli mnie głowa. Dzisiaj życie jest jakieś takie mdłe, to porzygu.

środa, 24 listopada 2010

***

Wieczór jak zawsze
Pachnie zatęchłym moczem
I konwaliami
Noc.

Boli mnie głowa, ale dyskretnie, udając że wcale mnie nie boli - przebiegła suka. Piję butelkowaną wodę nudnej marki i z nudnego źródła (moje ulubione jest Morzeszczyn, z wiadomych powodów), która jak na wodę jest zdecydowanie zbyt droga i ględzę, trochę smutno, z R. na temat zębów, jakby nie było na świecie ciekawszych tematów, cholera. Ostatnio już tylko z nim rozmawiam, bo mam obrzydzenie do sieci GG i jej jakoś tak unikam, a on jako jedyny używa alternatywnego komunikatora. No, czasami jeszcze z Tomem. Jak akurat nie zapomni włączyć gtalk. Zazwyczaj zapomina.

Telefon chyba umarł, ale jest bardzo ładny, czarny i niewielki i dobrze się sprawdza w roli zegarka. Tyle że już nawet zdjęć nie chce mi się pstrykać. Ot, jesień, wszystko jest brzydkie.

Nie nie, nie mam zwyczajowej depresji, znaczy ciągle mam, ale umiarkowaną, z kierunkiem na śmierć i melancholijnym zwrotem. Podobno szczęście też jest zaburzeniem afektywnym, tyle że o przyjemnym charakterze, co jednak z naukowego punktu widzenia nie ma  żadnego merytorycznego znaczenia.

Odkąd zdechł mi pies nie mam się nawet komu wyżalić, żadnego ciepłego futra, żeby w nie wbić palce w przypływie wielkiego cierpienia. Nie mogę się przyzwyczaić, wciąż mi się śni po nocach. Strasznie pusto w domu.

Ciągle noc. I tak już do usranej śmierci.


Zdecydowanie powinnam pisać zabawniejsze notki, ja nie wiem, na starość zupełnie zdziadziałam, niedługo jedyne co to ciągle będę narzekać na choroby i opowiadać o pogrzebach.

środa, 10 listopada 2010

Pasjans seler.

 Moim zdaniem studia zaoczne nie służą do tego, żeby znaleźć sobie pracę i zdobywać w ciągu tygodnia cenne doświadczenie zawodowe, tylko do tego żeby się więcej opierdalać niż na dziennych.

Udało mi się dzisiaj bezproduktywnie przepierdolić cały dzień siedząc i trzymając się za  głowę, z przerwami na jedzenie jabłek. Nie zrobiłam absolutnie nic konstruktywnego, nawet w gry komputerowe nie bardzo chciało mi się grać. Matka zapisała mnie na zwyczajowe badania krwi i moczu, na które muszę się udawać za każdym razem, gdy normalnie spotykane u mnie bumelanctwo przybiera formę faktycznego letargu, żeby sprawdzić czy nie mam czasem raka mózgu czy coś.

A nie, dwa razy zagrałam dzisiaj w pasjansa pająka. Jednak nie jest ze mną aż tak źle.

No kurwa.

Z porannej dawki niusów na Onecie:

"Dawca szpiku odebrał 4-latkowi nadzieję na życie
 
Norbert ma 4 lata i jest chory na białaczkę. Jego jedyną szansą jest przeszczep. Przez pół roku czekał na dawcę szpiku. Dawca się znalazł, ale się rozmyślił."

I pod tym oczywiście przygnębiające zdjęcie chorego dziecka i żale rodziców.
Możecie sobie wyobrazić, jaki tumult podniosła hałastra przy okazji tego artykuły, szykując już widły i usypując stosy dla tego potencjalnego dawcy, apelując o przymusowe pobranie szpiku i tak dalej, i tak dalej. 
Dawno nie widziałam równie perfidnie stronniczego artykułu i wywołanej nim eksplozji  ludzkiej małostkowości, głupoty i żenującego braku wyobraźni. Bo jak widzą coś o chorym dziecku, to dostają z miejsca małpiego rozumu. Ja wiem, ja doskonale wiem, że ludzie nie panują nad prymitywnym instynktem ochrony swoich młodych za wszelką cenę i że gotowi byliby spalić kilka pogańskich wiosek, żeby tylko biednemu Norbertowi uratować życie, ale rzygać mi się chce jak czytam takie rzeczy tak czy inaczej.

Nie, żebym komuś życzyła przedwczesnej śmierci, ale medialna nagonka która przy okazji takich spraw powstaje powinna być karana ciężkimi robotami.



czwartek, 4 listopada 2010

Biedne Buty

Podobno można poznać klasę człowieka po jego butach. Nigdy w to nie wierzyłam, ale po przeczytaniu jednego opowiadania Rojasa postanowiłam bliżej przyglądać się obuwiu, jakie noszą ludzie, których na co dzień spotykam. I tak pewnego popołudnia usiadłam się na podłodze przed zapełnioną salą wykładową, w napięciu czekając na koniec zajęć i wypełzający leniwie tłum. A potem patrzyłam zachłannie na kozaczki, pantofelki, kowbojki, półbutki, szlory, trepy i gumacze.

Wnioski wyciągnęłam następujące: buty, który mi się wyjątkowo podobały, bez wyjątku noszone były przez spasione raszplony.

I jak tu wierzyć w całą tę butologię? Albo ja się wyjątkowo nie znam na gustownym obuwiu, albo wszystkie atrakcyjne kobiety nie znają się na gustownym obuwiu. Tak czy siak utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że pierdolę eleganckie buty i nadal chodzę w wojskowych trampkach wielofunkcyjnych - brzydkich jak psi kuta.

środa, 3 listopada 2010

Newsflash

Nażarłam się cebuli i teraz siedzę i śmierdzę.