Na jednym z moich blogów taguję notki "mysz w piździe" i nie jest to nic dziwnego czy nadzwyczajnego. Co więcej,tag uważam za bardzo adekwatny.
Czasami sama siebie nie ogarniam. Nawet nie próbuję ogarniać.
U mnie cisza. Wciąż nie umarłam na księgosusz. Na nic nie umarłam, mimo usilnych starań. Ostatnio próbowałam się otruć ketonalem i brandy, ale oczywiście nie wyszło. Przedtem chciałam się zastrzelić z gumy od gaci. Ale i tak nic nie przebije tego, jak kiedyś próbowałam się powiesić na klamce od drzwi i przez godzinę nie potrafiłam zamocować paska. Minęło już ładnych parę lat, a do dzisiaj bawi mnie to jak mało co.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ta mysz to pewna wskazówka.
OdpowiedzUsuń