poniedziałek, 23 listopada 2009

Bądź mi bezwstydnie muzą, a ja będę ci spiewać pastorałki.

Blog na blogu i blogiem pogania.
Oto, co zdarza mi się pisywać w ramach bloga na szemranych portalach społecznościowych, by wprowadzać ich bywalców w konsternację połączoną z nabożną niemal niechęcią do mojej osoby. Jestem z siebie raczej dumna.


Siedzę jak ciele. Siedzę cicho i bez wyrazu. Staram się zawrzeć w tym siedzeniu całe moje człowieczeństwo. Ciało wrzeszczy z niezadowolenia. Kości skrzypią pod naporem stęchłego powietrza. Roztocza swobodnie zagnieżdżają się w nosie, utrudniając swobodny dostęp do życiodajnego tlenu.

Jej ciężki oddech przypomina mi o ulotności życia.

Gdyby cisza miała smak, byłby to mdły smak kawy z mlekiem i cukrem wanilinowym. Gdyby ból miał zapach, byłby to zapach zjełczałego masła. Tyle abstrakcyjnych pojęć nie da się opisać za pomocą pustych słów, brakuje środków wyrazu. Ograniczam się i jestem ograniczana - gdzieś w procesie socjalizacji wtórnej zagubił się postulat podmiotowości, muszę sobie układać życie sprowadzona do poziomu stojaka na paprotki. Paprotki uschły i opadły, nie pozostały z nich nawet brązowe kikuty. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Jeśli będziesz miał szczęście - w proch strzelniczy.

Gdzieś głęboko w ziemi dżdżownice modlą się do swojego dżdżownicowego boga o deszcz i lekką zimę. Krety i kretyni kopią tunele, mając nadzieję na upolowanie dżdżownic. Na krety nie poluje nic - są pod ochroną. Za każdego upolowanego kreta kretowi drapieżnicy dostają trzydniowego bana.
Woda szumi podejrzanie, prawdopodobnie to zapowiedź jakichś wielkich zmian. Od dawna czekam na rewolucję. W piwnicy gromadzę zapasy soli i naboje do lekkiego, aluminiowego karabinku. Mam też drelichową kurtkę i parę ciężkich, roboczych butów - w razie Niemców. Herbata skończyła się parę godzin temu, zupełnie jak moja motywacja i chęć do życia. Teraz już tylko staram się zapomnieć o tępym bólu i trudnym do zdefiniowania uczuciu porażki.

Jest środek nocy. Nie jestem pewna, czy jeszcze jestem przytomna.

Obudziłam się dzisiaj o 4 z poczuciem nadciągającej zagłady. W nocy dostałam sms'a, który nie był przeznaczony dla mnie. Poczułam ukłucie zazdrości - też chciałabym mieć znajomych, którzy nie są upierdliwi i nie traktują mnie jak worek z cementem. Przekręciłam się na drugi bok i zapadłam w niespokojną drzemkę. Śniły mi się komunistyczne hotele w Gdańsku i ludzie, których nigdy nie spotkałam i pewnie nie chciałabym spotkać. Poczucie deja vu, które tak często towarzyszy mi przy okazji zażywania substancji psychoaktywnych, zaniepokoiło mnie. Mam niejasne przypuszczenia, że moja osobowość powoli ulega rozkładowi.

W pociągu skuliłam się do pozycji embrionalnej i zasnęłam przykryta luźno czarną bluzą z kapturem. Za oknem "ślady krwi - nie przeczytasz przeżytych epopei, nie zobaczysz ani jednego człowieka". Malaryczne powietrze. Posmak czekolady w ustach - czyje to usta?
Zostałam zmuszona do ponownego przemyślenia mojego stosunku do innych ludzi. Radosne uśmiechy na mój widok to coś, do czego nie potrafię się przyzwyczaić. Wystarczy dwa razy w życiu zrobić coś miłego, a wdzięczność pozostaje na lata. Jest we mnie coś urokliwego, co nie pozwala ludziom traktować mnie z okrucieństwem tak dla nich charakterystycznym. Jestem nieporadna i zagubiona, a moje słowa potrafią gwałcić beznamiętnie i bezlitośnie. Alienuje się, a oni są tym zafascynowani. Bywam bardzo sympatyczna. Kiedy coś powiem, długo nie potrafią znaleźć na to odpowiedzi. Nie uśmiecham się. Nie reaguję.

Sztywna maska zamiast twarzy, brak jakiejkolwiek ekspresji. Błogosławiona oziębłości emocjonalna!

Na zajęciach warsztatowych z interwencji kryzysowej, bardzo dawno temu, dowiedziałam się, że moje reakcje bywają nieadekwatne. Podobno nie potrafię wyrażać uczuć. Paramimia? Ahedonia? "Nie patrz tak na mnie" - słyszę to tak często, że sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Kiedyś, ktoś chciał spuścić mi wpierdol kijem, za "patrzenie tak". Nie okazałam żadnej konkretnej reakcji na te puste groźby. Czy się przejęłam? Bardzo. Wizja kilku złamanych żeber nie zachwyciła mnie zbytnio, ale nawet nie przystanęłam, ignorując lecące w moją stronę obelgi. "Nie uśmiechaj się w ten sposób, to mnie peszy". W porządku, nie będę się uśmiechać w ogóle. Wybacz.

Wciąż bolą mnie plecy, spędziłam dzisiaj sporo czasu w niewygodnych pozycjach. Przemokłam, przemarzłam, przewiało mnie. I jestem apatyczna. Dostanę kinder biovital? Jak byłam mała, dostawałam regularnie. Nie pomogło.

Zastanawiam się, czy jutro obudzę się rozbita i z problemami z oddychaniem. Być może nie obudzę się wcale - ale na to raczej nie mogę liczyć. Listopad ma się ku końcowi - razem z grudniem nadciągną kolorowe lampki i świadomość własnej śmiertelności. Koniec roku skłania do refleksji. Co ciekawego zrobiłam ze swoim życiem? Nic, o czym warto by napisać choćby jeden, nieśmiały wiersz. Przeciekam jak dziurawa rynna, nie ma znaczenia czy jest we mnie jeszcze choćby odrobina ognia. W ostatecznym rozrachunku pochłonie mnie nicość równie doskonała, jak doskonałe jest pragnienie szczęścia. Biegnę i potykam się, a jak zwykle zapomniałam nawet przekopać ogródek. Łubin rośnie dziko i rozplenia się na cały świat, zacierając granice pomiędzy ciałem a brakiem ciała, pustką a dystansem do śmierci.

Jestem kapibarą.

Mogłabym spróbować wygenerować kilka przykładowych liczb z przedziału od 100 do 1000 i na tej podstawie wyznaczyć azymut dla wszystkich pokoleń Izraela na kilka najbliższych dekad, ale popsuł mi się kalkulator. W związku z powyższym oddam się teraz autoerotycznym rozważaniom na temat krawiectwa i garncarstwa. Brakuje mi partnerów do rozmów. Straszliwa frustracja potrzeby przynależności. Chyba odetnę sobie nogę, żeby zapomnieć o bylejakości własnej egzystencji. Bez nogi będę chociaż oryginalna.

Nie, ja wcale jeszcze nie skończyłam. To zaledwie wstęp, zasygnalizowanie pewnej problematyki, którą namiętnie staram się rozwijać już od dobrych kilkunastu miesięcy. To jest moja idea na przyjemne spędzanie wolnego czasu. Ściany i ściany niepowiązanych ze sobą słów i niewyraźnych koncepcji.

Mal de caderas.

1 komentarz:

  1. To zdanie, że jesteś kapibarą - dla mnie to najjaśniejszy punkt tego postu, po prostu tak, tego mi było trzeba, o to chodziło. To cała Ty! Wyraz, znaczenie, konotacje, wielość interpretacji, głębia, subtelny turpizm i nietypowa estetyka.
    Reszta nieco mroczna, nienaganna wręcz interpunkcja. Całość wysoce zadowalająca.

    Co piłaś?

    OdpowiedzUsuń