czwartek, 3 czerwca 2010

Czekoladowy samochód.

Eteryczna cisza, która nie ma żadnego związku z eterem. To nie będzie głęboka, mglista notka o niczym konkretnym.

Siedzę sobie w mojej śmierdzącej owcą pościeli, z laptopem na kolanach, i rozmyślam nad tym, że chce mi się siku. Umiarkowanie, nic pilnego, ale kiedyś od wstrzymywania moczu pęknie mi pęcherz i wysiądą nerki. Za oknem noc, być może nawet pada. Tej wiosny jest zimno i dużo pada, wszędzie powodzie, które akurat w moich okolicach nigdy nie były problemem. W powietrzu czuć świeżo skoszoną trawę, zapach który ze zrozumiałych powodów wzbudza we mnie wyłącznie wstręt - bo wierci w nosie. Moskitów niczym w Indiach. Nie da się wyjść wieczorem z domu. Nienawidzę moskitów. Chuje.

Osiągnęłam stan stagnacji doskonałej. Ale to nic, to nic, jestem już stara i nie będę mogła dużo dłużej udawać, że mnie nie ma. Będę zmuszona zacząć się ruszać, to i motywacja żeby robić rzeczy się znajdzie.

[Dookoła wszyscy bez wyjątku rozmawiają o śmierci. Tak, moja niezdrowa fascynacja śmiercią została mi zaimputowana przez otoczenie, dawno dawno temu. ]

Kupiłam dzisiaj papier listowy i koperty, zapłaciłam milion pieniędzy i teraz doszłam do wniosku, że zdziadowałam, bo mi się nie podoba tak, jak chciałabym żeby mi się podobał. I jak tu pisać listy w takich warunkach? Jestem sfrustrowana. I biedna. Dawno nie odczuwałam czegoś takiego jak braki w dziedzinie finansowej, dlatego boli mnie to szczególnie. Boli mnie też pożądanie rzeczy materialnych, które zawsze uważałam za płytkie i prymitywne. Jestem oto płytka i prymitywna, stałam się swoim własnym najgorszym koszmarem.
Chociaż jak na kogoś bez żadnych stałych przychodów i tak radzę sobie znakomicie. Nie mam pojęcia, skąd tak właściwie biorę pieniądze. Z jakichś powodów ludzie zapraszają mnie to na kebab, to do kina, to na lody, a troskliwe ciotki podsycają we mnie nieróbstwo wkładając w czekoladki niebieskie banknoty. Jak się nie ma żadnych wydatków, to i pieniądze nie stanowią problemu. A teraz nagle, kiedy zapragnęłam posiadać, zdałam sobie sprawę z tego, że życie to jednak jest kosztowne. Może trza było wziąć tę posadę w branży porno kiedy mi ją proponowali.

Nadal siku.

Bożesz ty mój, jaka ja jestem szczęśliwa. Sram szczęściem normalnie. Żadnych zmartwień. Moje życie przypomina skakanie po tęczy na mechanicznym jednorożcu. Aż mi głupio, że tak mi dobrze.

3 komentarze:

  1. :) cóż za zmiany nastrojów :P a wiesz, że ja od czasu do czasu też chcę mieć coś, co kiedyś uważałam za żałosne... i denne... ale to może tylko takie chwilowe zaćmienia... :) każdemu się zdarzają... :)

    Idź sikać :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Taaa, czasami podejrzewam się o złośliwą i dobrze maskującą się odmianę cyklofrenii. Albo ekstaza, albo kurwadepresjawszystkojestdodupy. Jak wesoło być mną, cholera.

    OdpowiedzUsuń
  3. To była bardzo stylowa notka, zwłaszcza o pożądaniu rzeczy materialnych. Skądś to znam. W ogóle wyjeżdżam, więc nadrabiam braki w komentowaniu.
    A o moskitach nic nie mów, dopóki nie widziałaś wrocławskich, ot co!

    OdpowiedzUsuń