piątek, 23 października 2009

W mym sercu niezakochanym jesienny dzień się zaczął.

Chłodno, ziemia usłana liśćmi, słońce ma focha a sarenki jakby smutniejsze oczy. Skończyło się lato, a najlepszym na to dowodem jest to, że zjadam resztki winogron z krzaczka i słucham Coil. Zaczęłam też nosić zimową kurtkę i rajstopy pod spodnie, żeby nie odmrozić dupy i nerek, a pies przeprowadziła się z powrotem do mojego pokoju, bo zaczął tam panować bardziej sprzyjający klimat. Tylko patrzeć, kiedy spadnie pierwszy śnieg i nagły atak zimy zaskoczy drogowców.

Wieczór brzemienny melancholią i okraszony nienawiścią.

Przeczytałam dzisiaj ciekawy traktat o nudzie, króciutki i bardzo wdzięczny, który trochę mnie rozbawił, trochę zafrapował. Doszłam do wniosku, że jestem człowiekiem strasznie znudzonym, chociaż niezmiernie rzadko zdarza mi się stwierdzić, że się nudzę. Wszytko w moim życiu jest mdłe i byle jakie, dlatego ciągle uciekam w świat urojeń i wyuzdanych fantazmatów. Literatura, sztuka, kinematografia, popkultura - wszytko to ma służyć wyłącznie chwilowemu odwróceniu uwagi od wszechogarniającej chujowatości egzystencji.

A poza tym Internet to świetnie miejsce do wymieniania się inspiracjami literackimi z innymi ludźmi, chociaż znalezienie osobników z którymi chciałoby się w takie interakcje wchodzić jest zaskakująco trudne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz