piątek, 11 września 2009

Nienaturalne zagięcie i przekrzywienie sposobu postrzegania obiektywnej rzeczywistości.

Wieczór mdły i lepki jak roztopione masło, znienacka zrobiło się ciemno a ja nie mam już filmów z Lundgrenem do oglądania, co za dramat. Mogłabym jeszcze raz wrzucić któryś z moich ulubionych, albo dla odmiany obejrzeć coś z Van Dammem albo Rourke.
Albo poczytać książkę, mam gdzieś leżeć jakieś opowiadania iberoamerykańskiego autora o którym jak żyję nie słyszałam, na pewno mi się spodoba.

Wstałam dzisiaj o nieludzko wczesnej porze, to jest o 8, żeby udać się do miasta wojewódzkiego Bydgoszczy w celu załatwienia sprawunków i kwestii administracyjno-prawnych. Miałam ze dwie czy trzy sprawy niecierpiące zwłoki, którymi musiałam się zając w trybie pilnym, oraz kilka pomniejszych materii nie tak znacznej wagi. W zasadzie godzina załatwiania, a i tak wróciłam do domu dopiero po 16. Uroki mieszkania na wsi i ograniczonej komunikacji publicznej.
Zapłaciłam wreszcie za obronę pracy dyplomowej (kto to widział, żebym musiała ciężki piniądz na tak niedorzeczny cel tracić!), dowiedziałam się jakie papiery muszę donieść i gdzie mogę ją oprawić, yada yada, i tym podobny bełkot.

Odebrałam też wreszcie 17 tom Edenu, na który polowałam już od czerwca. Z drżącym sercem i paczką chusteczek na podorędziu przeczytałam go po południu, wielce zatrwożona i przejęta, bo nigdy nie wiadomo czy Kenji nie zginie. Na szczęście udało się biedakowi przetrwać kolejny tom, acz został lekko poharatany. Kamień spadł mi z serca, nigdy wcześniej nie przywiązałam się tak do żadnego bohatera fikcyjnego i jego śmierć byłaby dla mnie tragedią. Chociaż następny tom jest podobno ostatni, więc pewnie zginą wszyscy bez wyjątku. Moje biedne zszargane nerwy.

Chcąc behawiorystyczne wbić sobie do łba, że ruszanie się z domu to jednak dobry pomysł, postanowiłam zafundować sobie kilka przyziemnych przyjemności. Poszłam więc do mojego ulubionego sklepu z herbatą, niezbyt przyzwoicie ulokowanego w tesco, gdzie kupiłam jakieś ścierwo z wyprzedaży i mój absolutnie ulubiony cierpki, depresyjny gunpowder. Kierowana jakimś niezrozumiałym impulsem kupiłam też trochę aromatyzowanej kawy. Nie jestem smakoszem tego napitku, więc nie mam pojęcia czy w ogóle wezmę się za jej konsumpcję, ale jak szaleć to szaleć. Lubię zapach świeżo mielonej kawy, więc może chociaż mielenie dostarczy mi pozytywnych wrażeń.

Strasznie było gorąco, o tej porze roku temperatury powinny być bardziej umiarkowane. Zafundowałam sobie z tej okazji gałkę lodów whiskey z cukierni Staropolskiej, trzeciej w moim osobistym rankingu producentów lodów (i ostatnio ulubionej, gdyż u nich gałka lodów ma wielkość dwóch gałek w moich pozostałych ulubionych lodziarniach, za tę samą cenę_. W tym roku jakbym mniej lubiła lody, rzadko kiedy zdarza mi się pozwolić sobie na ten luksus, ale tym razem miałam ochotę. Niezłe były, ale nieco za słodkie.

Kupiłam sobie też butelkę zimnej coca coli na drogę powrotną. Rozpusta i rozpasanie. Na taką hulaszczość nie pozwalam sobie prawie nigdy, ze skąpstwa i w trosce o zdrowie, ale dzisiaj miałam dzień dziecka. Powinno mnie pokarać anginą i durem brzusznym.

Poza tym dostałam 10 miliardów par kwestów od matki do załatwienia. A to buty od szewca odebrać, a to jakiś rachunek zapłacić, a to do apteki iść czy warzyw nabyć. Z tej okazji miałam wątpliwą przyjemność udać się na lokalny targ, który znany jest z zapijaczonych sprzedawców, nielegalnych walk kogutów i ilości kieszonkowych złodziei. W latach swojej świetności był centrum nielegalnego handlu i mekką przemytników najróżniejszego sortu. Dzisiaj jeszcze mają tam niezłe warzywa.
W dzieciństwie często chodziłam tam z ojcem, który miał zwyczaj od ruskich nabywać tanie dresy, gumowe pająki z pompką, rurki z rezotekstu, mikroskopy, lunety, lornetki, lampki i żaróweczki, druty, kable, przewody i miedziane złączki, klucze imbusowe i francuskie, imadła, łożyska i stalowe pałki, śrubki i nakrętki, dzyngle, wihajstry i inne psztymulce. Kiedyś to miejsce miało niesamowity klimat. Eh, nostalgia.

Zmęczona trochę jestem, może zamiast siedzieć po próżnicy pójdę wcześniej spać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz