czwartek, 17 września 2009

Bardzo erotyczna notka o pewnym długowołosym straceńcu, który na jego szczęście nie istnieje.

Czuję się raczej zmęczona, mimo wczesnej pory.

Wczoraj też czułam się zmęczona i poszłam wcześniej spać, ale nic mi to nie dało bo i tak do drugiej wierzgałam na posłaniu, bo a to komar, a to ciepło, a to gniecie, a to znowu komar, a to trzeba zmienić pozycję.

Śniły mi się przez to bardzo poryte rzeczy. Budziłam się często, zdezorientowana i spocona, i zapadałam z powrotem w niespokojny sen.
Nad ranem przyśnił mi się najbardziej intensywny i zmysłowy sen erotyczny od dłuższego czasu, który tak naprawdę wcale nie był erotyczny, ale trudno mi go inaczej opisać. To był raczej sen o wojnie i o torturach, o próbie ucieczki i niespełnionej miłości, ale odbierałam go bardzo fizycznie. To raczej niezwykłe jak dla mnie, bo zazwyczaj sny odbieram jako historie przedstawione w formie ruchomych obrazów. Tym razem śniłam przez pryzmat dotyku. A co jeszcze dziwniejsze, sen był do obrzygania heteroseksualny, co mi się ostatnio prawie nie zdarza. Nawróciłam się?
Biedna ofiara mojej nieodwzajemnionej miłości była torturowana, bita, złapana podczas próby ucieczki, wychłostana i skazana na śmierć przez ukamienowanie. Cały czas czuję pod opuszkami palców teksturę jego wilgotnej od krwi i potu skóry.
Mi też się w tym śnie nie przelewało, dawno nie czułam się taka bezradna i uwięziona. Nie udało mi się nawet zemścić na oprawcach, bo się obudziłam.

To sen z gatunku tych, o których myśli się przez cały dzień, a potem wraca do niego jeszcze przez długie tygodnie, jeśli nie miesiące. Bardzo niepokojący, fetyszystyczny, sadomasochistyczny i idealnie wpisujący się w moją estetykę.

Ale mimo to cały dzień chodziłam niewyspana.

Wczoraj wycieńczyła mnie ponowna, bezowocna wizyta w dziekanacie. Tym razem w ramach poprawy humoru poszłam na lody śmietankowe od Sowy, chyba najlepsze lody na świecie, a zdecydowanie w pierwszej trójce moich ulubionych. Zaraz obok lodów czekoladowych i truskawkowych, też od Sowy.
Zrobiłam sobie też zdjęcie do dyplomu, na którym wyszłam jeszcze fatalniej niż zwykle. Mógł ten fotograf chociaż trochę je zretuszować. Nienawidzę lamp fotograficznych, bezlitośnie wyciągają z człowieka całą brzydotę.

Dzisiaj wycieńczyła mnie robota w polu. Wyrwałam resztki fasoli, wyłuskałam ją na siew (zostało jeszcze jedno wielkie wiadro, mam łzy w oczach na samą myśl) a potem siałam łubin. Łubin jest bardzo upierdliwy do siania, i pewnie jutro wylezie na wierzch i trzeba go będzie spowrotem utykać. Nienawidzę pracy w ogrodzie. Ziemia jest upierdliwa i wchodzi pod paznokcie.

Siedzę więc sobie taka zmęczona, padam na mordę i zastanawiam się, czym by tu zabić czas. Trudno mi się skupić, ale i tak nie ma po co się kłaść. Frustruje mnie niemożność zaśnięcia mimo wyczerpania, wolę już klepać tępo w klawiaturę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz