niedziela, 13 lutego 2011

Parada kiczu i absurdu.

Z listów zupełnie nie miłosnych z Francji pana Tomasza, wiecznego studenta i wagabundy, do waszej uniżonej:

"Razem ze zmianą czasu i przewiezieniem się autobusem do Paryża dotarłem jakoś po 22. Pociąg do Bordeaux miałem dopiero o 7 rano. [...] Czekała mnie więc kolejna kloszardowa noc w mieście. Miałem cichą nadzieję, że największego dworca we Francji nie będą zamykać na noc i jakoś tam przesiedzę do rana. Nie było tak najgorzej, bo zamykali go dopiero o 2, więc poczytałem sobie książkę otoczony najróżniejszym elementem śpiącym na ławeczkach. Zabawnie było jak już zaczęli zamykać. Mniej więcej od północy ruszyły ekipy sprzątające, a przed 2 wparowała grupka uzbrojonych sokistów z psami i asystą policji i rozbawieni zaczęli oznajmiać czas zamknięcia interesu. Śpiewali śpiącym żulom „Panie Janie” i fatalną angielszczyzną rzucili coś w rodzaju „Ladies and gentlemen, we are closing! Please finish Your drinks and head to the exit. Our restaurant will be open tommorow since 5 am. Goodnight!”. Skoro miał być otwarty od 5 to zapowiadał się raptem 3 godzinny spacerek po mieście, więc nic wielkiego. Czułem się trochę jak kolesie z jednego opowiadania Faulknera. Co prawdo tamto działo się bodajże w Nowym Jorku w środku zimy a bohaterami było dwóch włóczęgów i wyrzucili ich z dworca bo nie mieli biletów, ale tak oni jak i ja postanowiliśmy szwendać się po okolicy, byle do rana. Pomaszerowałem więc dziarsko w stronę rzeki omijając śpiących tu i ówdzie bezdomnych. Bez kitu, co jakieś krzaki, zaułek czy wylot ciepłego powietrza z podziemnej klimatyzacji to leżał sobie ktoś w śpiworze. Elegancja-Francja moja dupa. Wszędzie pełno śmieci, bezdomnych i imigrantów. Dłużyło mi się to łażenie niemiłosiernie. Bolały mnie nogi i zasypiałem idąc. Chyba nawet się chwilkę zdrzemnąłem na jakiejś ławce. Na punkt 5 udało mi się wrócić na dworzec inną drogą niż go opuszczałem, więc myślę, że mam już jako-takie rozeznanie w mieście świateł. Wkleiłem się na siedzonko w ogrzewanej poczekalni, nastawiłem budzik w telefonie na 6:45 i zasnąłem snem sprawiedliwego."

Mam chyba z 50 stron jego relacji z pobytu na wymianie studenckiej we Francji, a on ma dwa razy tyle moich z pobytu w UK. Kiedyś to przeredagujemy, opatrzymy komentarzami i wydamy jako skandalizującą powieść obyczajową, i zarobimy kupę siana. To też pomysł pana Tomasza, który przedstawił mi w nastepujących słowach w jednym z takich maili:

"Ledwo wróciłem do pisania, a współlokator zaczął się dopytywać co piszę i czy książkę. Powiedziałem, że a i owszem, książkę. Wspomnienia z wymiany. Z początku pokręcił nosem, ale jak chwilę pomyślał, to podjarał się jak wietnamska wioska po napalmowym nalocie. Zaraz zaczął kombinować, żeby na napisanie takiej książki grant z Unii wyciągnąć, że jeszcze czegoś takiego nie było i gdyby opisać wszystkie przewały, matactwa i przygody to rewelacyjna promocja dla Erasmusa by była i młodzi studenci by się zaczytywali. Jak dla mnie szczyt lamerstwa. Chociaż jeśli kiedyś będę w palącej potrzebie i nie odniosę sukcesu jako twórca opowiadań w nurcie realizmu magicznego ani filozoficznego science-fiction, rozważę ten pomysł jeszcze raz. I zostanę rozchwytywaną, literacką dziwką piszącą zafałszowane wspomnienia z obcych krajów, ociekające seksem, alkoholem, zawierające kilka zgrabnie wkomponowanych przepisów kulinarnych, unoszące się w oparach haszyszu i opium palonego z przedstawicielami najegzotyczniejszych kultur, epatujące wulgarnym językiem i przepełnione głęboką krytyką zachodniej cywilizacji oraz zgnilizną i księgosuszem. Później wdam się jeszcze w parę afer towarzyskich i w celu zwiększenia sprzedaży upozoruję samobójstwo, a najlepiej zabójstwo z rąk erytrejskich fundamentalistów, a tak naprawdę zaszyję się w Kostaryce, gdzie będę mieć własną plantację ananasów i innych fajnych, egzotycznych owoców. Ale zanim tak się stanie dokończę ten list."

Ja może byłam na mojej wymianie grzeczna i filozoficzna, ale on za to ciągle się pałętał po dworcach, jeździł pociągami na gapę w kiblu i zwiedził na stopa pół Europy, okraszając to wszystko alkoholem i narkotykami w przemysłowych ilościach.
Myślę, że mamy szansę na co najmniej kilka nagród literackich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz