niedziela, 19 grudnia 2010

Paśnik.

Wróciłam do domu z dziurą w brzuchu. Nie mam wyrostka. Mam za to komplet doświadczeń szpitalnych! Łącznie z zimną kaszką i zupą kalafiorową. Codziennie robię sobie zastrzyki w brzuch, które mnie przerażają nie dlatego, że bolą, ale dlatego, że muszę sobie wbić igłę w ciało. Samo wbijanie igły, paradoksalnie, nie boli w ogóle, zazwyczaj. Ale i tak właśnie tego nie lubię najbardziej.  Jeśli zaboli, piszczę i natychmiast przerywam procedurę. Bo jestem miętka. I potem kłuję się po 10 razy zanim wreszcie wbiję igłę do końca.
Poza tym grzecznie zmieniam opatrunki i chodzę na spacery po korytarzu, nie dłuższe niż kilka minut bo potem ma wrażenie, że mi zaraz bebechy wypłyną przez nie do końca zagojoną ranę.

Do szpitala trafiłam nagle, co wywołało wielki stres u wszystkich poza mną. Ja byłam zbyt zajęta kontemplowaniem bólu, niezbyt może intensywnego, ale bardzo upierdliwego. Kto nie był zmuszony w środku nocy spacerować z doskwierającym zapaleniem otrzewnej po zimnych korytarzach szpitala w Ś. nie żył naprawdę.

Zdaniem mojego ojca ciągle jem, matka mnie pasie jak tuczną gęś, nic tylko jem, robię jedzenie albo myślę o robieniu jedzenia. Trzymam się za brzuch i narzekam, ale dzielnie jem. A wcale nie prawda! Szczególnie, że jedyne co mogę jeść to gotowana marchew i zimne, niesolone ziemniaki.

Poza tym dużo śpię i gram w Morrowind. Znowu. Najlepsza gra komputerowa na świecie. Najfajniejsze w byciu rekonwalescentem jest to, że mogę się opierdalać i nikt nie ma do mnie pretensji. Zasadniczo jestem całkiem zadowolona z mojej cierpiętniczej sytuacji. Tyle że jeszcze miesiąc będę chodzić zgięta wpół, i trzy miesiące nie mogę nosić nic ciężkiego.

Wyjątkowo chujowy ten koniec roku. Obie z matką byłyśmy w szpitalu na okazję usuwania kawałka ciała. I prysznic się popsuł. I tak myję się na japońską modłę, nacierając się gąbką siedząc na zydlu nad miską wody, bo jestem kontuzjowana, ale popsuty prysznic mnie wkurwia. I odkurzacz się popsuł, i toster. Zdechł mi pies. I wszystko takie jakieś rzygawe i się nie klei.


Seler. Normalnie wszędzie seler.

1 komentarz:

  1. Grunt, że żyjesz ;) Brak jednego flaczka nie powinien wpłynąć na całość ogółu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń