poniedziałek, 20 grudnia 2010

Apokalyps meg

Lubię leniwe wieczory, kiedy nie mam pojęcia co ze sobą zrobić, nic mi się nie chcę i wszystko znajduję odrażającym. Dawno mi się taki nie trafił, toteż siedzę i się delektuję, słucham norweskiej muzyki i bujam się delikatnie na fotelu komputerowym, czując się jak stary, zdziwaczały człowiek.

Jakie niesamowicie szczęśliwe jest moje życie chociażby z tego powodu, że mina przeciwpiechotna nie urwała mi nóg! Jeden z moich większych lęków, miny przeciwpiechotne. A dokładniej ten moment kilka sekund po eksplozji takiej miny, kiedy zdajesz sobie sprawę że wciąż żyjesz, jesteś w szoku i nie czujesz połowy ciała, a wszędzie jest krew i smród materiałów wybuchowych i palonego mięsa. I nie stoi nad tobą zmęczony życiem pułkownik z pistoletem, dobrym celem i nerwami ze stali, gotowy dokonać humanitarnego odstrzału. I widzisz własne jelita oplatające kikuty nóg. Wszystko wina nieodpowiedniej lektury w młodości.

Miałam całkiem niedawno straszny koszmar, o czyjejś śmierci i hektolitrach krwi. Koszmar z takiego gatunku, który nie przytrafił mi się jużod dawna i ma tendencję do chodzenia za mną przez długie tygodnie, wywołując zimne drżenie w okolicach ramion. Koszmar o ulotności życia i całkowitej bezradności wobec nieuniknionego. Odkąd odstawiłam leki przeciwbólowe mam bardzo intensywne sny. Przedtem przez długie dni spędzone w łóżku nie śniło mi się zupełnie nic. Pierwsza noc bez ogłupiaczy była niesamowitym szokiem, zapomniałam jak mocnym przeżyciem może być sen.

Wstaję ostatnio przed dziewiątą i kładę się spać przed północą. Pobyt w szpitalu przestawił mi cykl dobowy o 180 stopni. A najgorsze jest to, że wcale mnie to nie martwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz