czwartek, 25 marca 2010

Trzy razy księżyc odmienił się złoty...

Odkryłam w sobie zamiłowanie do mocnych papierosów i cierpkich trunków, skórzanych butów, ciężkich motocykli i szarych, zimnych poranków wczesną wiosną, gdy plugawe ptaki nocy wrzeszczą złowieszczo pożegnalne pieśni.

O zamiłowaniu do pompatyczności wiem od dawna.

Zapadłam na bronchit, leżę przeto w łóżku i zastanawiam się nad filozofią Kanta i znaczeniem wierności. Jak do tej pory nic konstruktywnego nie wydumałam, ale czas mija w niesamowitym tempie. Być może to wina zażywanych medykamentów.
Śniło mi się, w malarycznym widzie, że umieram w ramionach ukochanego mężczyzny. Od dawna nie miałam równie przyjemnego snu.

3 komentarze:

  1. Ja też mam takie sny. No, prawie;-) Wolę je od tych erotycznych, w których w najlepszym momencie coś mnie budzi;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkiem przystępna perwersja z pierwszego akapitu zmieszana z transcendentalnymi posykiwaniami trudno osiągalnych fenomenów daje pozytywną dawkę retorycznych zagadnień na nadchodzące dni :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Do głębi poruszyła mnie polityczna niepoprawność snu. DO GŁĘBI.

    OdpowiedzUsuń